Poniżej cytuję wypowiedź brata Christophera. Lepiej b ym tego nie napisał. Spotkałem papę Hagina tylko raz, ale jego osoba i jego nauczanie zmieniły całe moje życie. Reprezentuję, jak sądzę Ruch Wiary, ale w tym właściwym wydaniu. Bóg jest zawsze Pierwszy i Jego wola a pieniądze są jedynie środkiem płatniczym, których chcę mieć jak najwięcej, aby poza moimi potrzebami resztę wydać na szerzenie Królestwa Bożego.
„Napisałem to jakiś czas temu. Dziś, w 108. rocznicę urodzin taty Hagina, chciałbym podzielić się tymi myślami z serca o nim – człowieku, którego bardzo dobrze znałem osobiście i którego bardzo kochałem.
Minęło już kilka lat, odkąd tata Hagin odszedł do Pana. Miałem przywilej i błogosławieństwo być blisko niego od 1989 roku aż do jego odejścia. Byli inni, którzy byli mu o wiele bliżsi niż ja, ale jestem wdzięczny za moją relację z nim i za to, w jaki sposób mówił do mojego życia.
Bardzo wyraźnie pamiętam, jak podczas naszego ostatniego spotkania sam na sam w jego biurze powiedział mi (właściwie ostrzegł mnie), między innymi, o konieczności życia wolnego od miłości do pieniędzy. Powiedział mi, jak wielki smutek odczuwał z powodu wielu sług Bożych, którzy ulegli miłości do pieniędzy, żyli materialistycznym stylem życia i nadużywali Pisma, by nakłaniać ludzi do dawania im pieniędzy. Zawsze brałem wszystko, co mówił, bardzo osobiście i z największą powagą. W końcu był człowiekiem, który przebiegł już wiele okrążeń w wyścigu, który ja dopiero zaczynałem.
Są trzy cechy taty Hagina, które dla mnie najbardziej się wyróżniały: jego chodzenie z Bogiem, jego miłość i jego pokora.
Tata zawsze chodził blisko oblicza Bożego. Jego życie nie polegało tylko na głoszeniu Słowa, ale na chodzeniu z Bogiem. Pamiętam, gdy razem z Reinhardem i Anni Bonnke byliśmy w restauracji w Oslo w Norwegii. Brat Reinhard opowiedział mi o czasie, gdy spotkał tatę i głosił w RHEMA. Powiedział: „Christopher, spotkałem wielu wielkich mężów Bożych; ale nigdy nie spotkałem człowieka, który chodzi tak blisko oblicza Bożego jak brat Hagin.”
Tata najbardziej znany był z nauczania o wierze, ale kluczem do jego wiary była jego intymna relacja z Bogiem. Wielu próbowało kopiować jego „metody”, ale bez fundamentu bliskości i więzi z Bogiem, które sprawiają, że „metody” czy „techniki” wiary działają. Wielu próbowało naśladować jego kazania, metody, a nawet manieryzmy… ale ponieważ nigdy nie wchodzili głębiej w Bożą obecność, odkrywali, że to, co nazywali „wiarą”, nie działało w ich życiu. Dlatego mamy dziś tylu „kaznodziejów wiary”, którzy już nie głoszą wiary, lecz przeszli do innych tematów.
Wróćmy więc do podstawy – chodzenia chrześcijanina z Bogiem. Jezus powiedział: „Będziesz miłował Pana, Boga swego, z całego serca swego…”. Do tego wszystko się sprowadza: chodzenie w intymności z Ojcem. To jest klucz, fundament dla wiary, która jest dynamiczna, potężna i faktycznie sprowadza Boże obietnice do przejawienia się w naszym życiu.
Tata Hagin był człowiekiem, który chodził w miłości. Nigdy nie odpowiadał swoim krytykom ani tym, którzy tak zajadle go atakowali, wybierając raczej, by Bóg sam go bronił. Nigdy nie okazywał ducha surowości. Był pełen miłości, czułości i zawsze uprzejmy dla wszystkich. Rozumiał, jak bardzo Bóg go kocha, i przekazywał tę miłość innym.
Raz, podczas jednej z moich wizyt w Tulsie (mieszkałem wtedy jeszcze w Szwecji), tata poprosił mnie, abym poprowadził jego klasę szkoły modlitwy w RHEMA. Byłem zaskoczony, gdy pojawił się za kulisami w pokoju mówców. Byłem tak onieśmielony na myśl, że tam był, że błagałem go, by wrócił do swojego biura. On tylko się roześmiał. Wiatr na zewnątrz trochę potargał mi włosy. Tata spojrzał na mnie i powiedział: „Pozwól, że poprawię ci włosy”. Nigdy nie zapomnę, jak wyjął grzebień z kieszeni i bardzo delikatnie uczesał moje włosy, zanim wyszliśmy na audytorium. Był to mały gest ojcowskiej miłości, coś, co zawsze będę pamiętał i cenił. To pokazało serce tego człowieka.
Tata był człowiekiem pokornym. Byłem zaskoczony, gdy po raz pierwszy zobaczyłem, jak mało myślał o sobie. Pamiętam, jak tuż przed jednym z Zimowych Seminariów Biblijnych zastanawiał się, czy ktokolwiek w ogóle przyjdzie go posłuchać! Tak, tata zawsze był pewny Boga i Jego Słowa, ale jednocześnie zawsze był bardzo pokorny i skromny w swoich własnych oczach. Być może była to jego najbardziej ujmująca cecha, coś, co można było dostrzec tylko będąc bardzo blisko niego. To też być może powód, dla którego był tak nieśmiały wśród ludzi.
Ale teraz taty Hagina już z nami nie ma. Dziś chodzi z Jezusem po ulicach chwały. Pamiętam jedną z naszych ewangelizacji, które prowadziliśmy w Zambii. Przed nami rozciągało się morze ludzi. Wszyscy przyszli, by usłyszeć Ewangelię. Tej nocy widzieliśmy dziesiątki tysięcy ludzi przychodzących do Jezusa; chromi chodzili, ślepi widzieli, głusi słyszeli… Ponad 25 000 zostało ochrzczonych Duchem Świętym i ogniem. To było chwalebne. Byłem poruszony i spojrzałem w niebo… Wydawało mi się, że „widzę” twarz taty Hagina patrzącego na nas i radującego się razem z nami. Był przecież w tym wielkim obłoku świadków, którzy obserwują nas, gdy biegniemy w wyścigu dla chwały Bożej. Łzy napłynęły mi do oczu. Myślałem o cudownej i niesamowitej łasce, którą Bóg nas obdarzył. Myślałem o Jezusie, który umarł na Krzyżu, aby to wszystko było dla nas dostępne. Myślałem o wszystkich mężczyznach i kobietach, których Bóg użył, aby dotknąć i wpłynąć na moje życie. Myślałem o 17-letnim chłopcu z Teksasu, którego Bóg podniósł z łoża śmierci, ponieważ uwierzył w proste słowa Jezusa z Marka 11:23-24. Myślałem o tym, jak ten chłopiec dorósł i w podeszłym wieku nauczał słów Jezusa młodego Araba, który dziś ma przywilej głosić Ewangelię Jezusa milionom ludzi na całym świecie.
Bracia i siostry, bądźmy wdzięczni za to, co Bóg włożył w nasze życie przez tatę Hagina. Chodźmy z Bogiem – w pokorze, w miłości, w wierze. Głośmy Ewangelię i dotykajmy ludzi, miast i narodów Bożą miłością. Chodźmy godnie wobec wielkiego powołania Bożego w Chrystusie Jezusie.
„Nie jakobym już to osiągnął albo już był doskonały; lecz dążę, aby też pochwycić, ponieważ i sam zostałem pochwycony przez Chrystusa Jezusa. Bracia, ja o sobie nie myślę, że już pochwyciłem; ale jedno czynię: zapominając o tym, co za mną, a zdążając do tego, co przede mną, zmierzam do celu, do nagrody, która łączy się z pochodzącym z górny powołaniem Bożym w Chrystusie Jezusie.” (Filip.3,12-14). Autor: Christopher Alam
Dodaj komentarz