Marian Rassek – mąż jednej żony, ojciec siódemki dzieci, od ponad 30 lat pastor Kościoła Chrześcijańskiego Arka w Poznaniu.

  • Mój ojciec duchowy

    Poniżej cytuję wypowiedź brata Christophera. Lepiej b ym tego nie napisał. Spotkałem papę Hagina tylko raz, ale jego osoba i jego nauczanie zmieniły całe moje życie. Reprezentuję, jak sądzę Ruch Wiary, ale w tym właściwym wydaniu. Bóg jest zawsze Pierwszy i Jego wola a pieniądze są jedynie środkiem płatniczym, których chcę mieć jak najwięcej, aby poza moimi potrzebami resztę wydać na szerzenie Królestwa Bożego.

    „Napisałem to jakiś czas temu. Dziś, w 108. rocznicę urodzin taty Hagina, chciałbym podzielić się tymi myślami z serca o nim – człowieku, którego bardzo dobrze znałem osobiście i którego bardzo kochałem.

    Minęło już kilka lat, odkąd tata Hagin odszedł do Pana. Miałem przywilej i błogosławieństwo być blisko niego od 1989 roku aż do jego odejścia. Byli inni, którzy byli mu o wiele bliżsi niż ja, ale jestem wdzięczny za moją relację z nim i za to, w jaki sposób mówił do mojego życia.

    Bardzo wyraźnie pamiętam, jak podczas naszego ostatniego spotkania sam na sam w jego biurze powiedział mi (właściwie ostrzegł mnie), między innymi, o konieczności życia wolnego od miłości do pieniędzy. Powiedział mi, jak wielki smutek odczuwał z powodu wielu sług Bożych, którzy ulegli miłości do pieniędzy, żyli materialistycznym stylem życia i nadużywali Pisma, by nakłaniać ludzi do dawania im pieniędzy. Zawsze brałem wszystko, co mówił, bardzo osobiście i z największą powagą. W końcu był człowiekiem, który przebiegł już wiele okrążeń w wyścigu, który ja dopiero zaczynałem.

    Są trzy cechy taty Hagina, które dla mnie najbardziej się wyróżniały: jego chodzenie z Bogiem, jego miłość i jego pokora.

    Tata zawsze chodził blisko oblicza Bożego. Jego życie nie polegało tylko na głoszeniu Słowa, ale na chodzeniu z Bogiem. Pamiętam, gdy razem z Reinhardem i Anni Bonnke byliśmy w restauracji w Oslo w Norwegii. Brat Reinhard opowiedział mi o czasie, gdy spotkał tatę i głosił w RHEMA. Powiedział: „Christopher, spotkałem wielu wielkich mężów Bożych; ale nigdy nie spotkałem człowieka, który chodzi tak blisko oblicza Bożego jak brat Hagin.”

    Tata najbardziej znany był z nauczania o wierze, ale kluczem do jego wiary była jego intymna relacja z Bogiem. Wielu próbowało kopiować jego „metody”, ale bez fundamentu bliskości i więzi z Bogiem, które sprawiają, że „metody” czy „techniki” wiary działają. Wielu próbowało naśladować jego kazania, metody, a nawet manieryzmy… ale ponieważ nigdy nie wchodzili głębiej w Bożą obecność, odkrywali, że to, co nazywali „wiarą”, nie działało w ich życiu. Dlatego mamy dziś tylu „kaznodziejów wiary”, którzy już nie głoszą wiary, lecz przeszli do innych tematów.

    Wróćmy więc do podstawy – chodzenia chrześcijanina z Bogiem. Jezus powiedział: „Będziesz miłował Pana, Boga swego, z całego serca swego…”. Do tego wszystko się sprowadza: chodzenie w intymności z Ojcem. To jest klucz, fundament dla wiary, która jest dynamiczna, potężna i faktycznie sprowadza Boże obietnice do przejawienia się w naszym życiu.

    Tata Hagin był człowiekiem, który chodził w miłości. Nigdy nie odpowiadał swoim krytykom ani tym, którzy tak zajadle go atakowali, wybierając raczej, by Bóg sam go bronił. Nigdy nie okazywał ducha surowości. Był pełen miłości, czułości i zawsze uprzejmy dla wszystkich. Rozumiał, jak bardzo Bóg go kocha, i przekazywał tę miłość innym.

    Raz, podczas jednej z moich wizyt w Tulsie (mieszkałem wtedy jeszcze w Szwecji), tata poprosił mnie, abym poprowadził jego klasę szkoły modlitwy w RHEMA. Byłem zaskoczony, gdy pojawił się za kulisami w pokoju mówców. Byłem tak onieśmielony na myśl, że tam był, że błagałem go, by wrócił do swojego biura. On tylko się roześmiał. Wiatr na zewnątrz trochę potargał mi włosy. Tata spojrzał na mnie i powiedział: „Pozwól, że poprawię ci włosy”. Nigdy nie zapomnę, jak wyjął grzebień z kieszeni i bardzo delikatnie uczesał moje włosy, zanim wyszliśmy na audytorium. Był to mały gest ojcowskiej miłości, coś, co zawsze będę pamiętał i cenił. To pokazało serce tego człowieka.

    Tata był człowiekiem pokornym. Byłem zaskoczony, gdy po raz pierwszy zobaczyłem, jak mało myślał o sobie. Pamiętam, jak tuż przed jednym z Zimowych Seminariów Biblijnych zastanawiał się, czy ktokolwiek w ogóle przyjdzie go posłuchać! Tak, tata zawsze był pewny Boga i Jego Słowa, ale jednocześnie zawsze był bardzo pokorny i skromny w swoich własnych oczach. Być może była to jego najbardziej ujmująca cecha, coś, co można było dostrzec tylko będąc bardzo blisko niego. To też być może powód, dla którego był tak nieśmiały wśród ludzi.

    Ale teraz taty Hagina już z nami nie ma. Dziś chodzi z Jezusem po ulicach chwały. Pamiętam jedną z naszych ewangelizacji, które prowadziliśmy w Zambii. Przed nami rozciągało się morze ludzi. Wszyscy przyszli, by usłyszeć Ewangelię. Tej nocy widzieliśmy dziesiątki tysięcy ludzi przychodzących do Jezusa; chromi chodzili, ślepi widzieli, głusi słyszeli… Ponad 25 000 zostało ochrzczonych Duchem Świętym i ogniem. To było chwalebne. Byłem poruszony i spojrzałem w niebo… Wydawało mi się, że „widzę” twarz taty Hagina patrzącego na nas i radującego się razem z nami. Był przecież w tym wielkim obłoku świadków, którzy obserwują nas, gdy biegniemy w wyścigu dla chwały Bożej. Łzy napłynęły mi do oczu. Myślałem o cudownej i niesamowitej łasce, którą Bóg nas obdarzył. Myślałem o Jezusie, który umarł na Krzyżu, aby to wszystko było dla nas dostępne. Myślałem o wszystkich mężczyznach i kobietach, których Bóg użył, aby dotknąć i wpłynąć na moje życie. Myślałem o 17-letnim chłopcu z Teksasu, którego Bóg podniósł z łoża śmierci, ponieważ uwierzył w proste słowa Jezusa z Marka 11:23-24. Myślałem o tym, jak ten chłopiec dorósł i w podeszłym wieku nauczał słów Jezusa młodego Araba, który dziś ma przywilej głosić Ewangelię Jezusa milionom ludzi na całym świecie.

    Bracia i siostry, bądźmy wdzięczni za to, co Bóg włożył w nasze życie przez tatę Hagina. Chodźmy z Bogiem – w pokorze, w miłości, w wierze. Głośmy Ewangelię i dotykajmy ludzi, miast i narodów Bożą miłością. Chodźmy godnie wobec wielkiego powołania Bożego w Chrystusie Jezusie.

    „Nie jakobym już to osiągnął albo już był doskonały; lecz dążę, aby też pochwycić, ponieważ i sam zostałem pochwycony przez Chrystusa Jezusa. Bracia, ja o sobie nie myślę, że już pochwyciłem; ale jedno czynię: zapominając o tym, co za mną, a zdążając do tego, co przede mną, zmierzam do celu, do nagrody, która łączy się z pochodzącym z górny powołaniem Bożym w Chrystusie Jezusie.” (Filip.3,12-14). Autor: Christopher Alam

    Dodaj komentarz

    Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

  • Świadecwo

    „Kobieta miała guz większy niż w pełni rozwinięte nienarodzone dziecko. Jej lekarze dali się zwieść, wierząc, że to dziecko – aż do momentu, gdy minął czas naturalnego porodu. Wtedy zdecydowali, że musi to być coś innego. Przyszła do Pokoju Uzdrowienia i przeprowadziłem z nią rozmowę. Powiedziała: „Panie Lake, mam opinie kilku lekarzy. Każda jest inna, ale wszyscy powiedzieli: Możliwe, że to dziecko. Ale teraz czas minął i nie wiedzą, co powiedzieć.”

    Położyłem rękę na jej ramię i powiedziałem: „Madame, to nie jest dziecko; to guz.” Usiadła i zapłakała. Jej pielęgniarka była z nią. Jej dusza była wzburzona i nie przyjęła uzdrowienia. Przyszła ponownie innego popołudnia na modlitwę, a następnego dnia wróciła, mając na sobie gorset. Powiedziała: „Przyszłam, aby pokazać panu, że jestem całkowicie zdrowa. Kiedy wczoraj położyłam się spać o 22:00, nie było żadnego dowodu, że coś się stało, poza tym, że czułam się komfortowo i duszność zniknęła. Ale kiedy obudziłam się rano, byłam w moim normalnym rozmiarze.”

    Zapytałem: „Czy to zniknęło w postaci płynu?”
    Odpowiedziała: „Nie było żadnego zewnętrznego znaku jakiegokolwiek rodzaju.”

    Umiłowani, co się stało z guzem? Zdematerializował się. Guz się rozpuścił.

    Czym jest cud? To namacalny dowód najwyższej kontroli Ducha Bożego nad każdym rodzajem i formą materii. Umiłowani, moc takiego wydarzenia, takiego czynu i znaku pokazuje nam, że poprzez żywy, pozytywny, rzeczywisty kontakt z Duchem Bożym wszystko jest możliwe. Błogosławione niech będzie Jego Imię!…” Autor: J.G.Lake

    Dodaj komentarz

    Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

  • Przed Azusa Street

    W 1896 roku, w górach zachodniej Karoliny Północnej, grupa wierzących zebrała się w budynku szkoły Shearer niedaleko Camp Creek. Prowadzeni przez R.G. Spurlinga i W.F. Bryanta, byli spragnieni czegoś więcej niż zimnej religii. Modlili się, studiowali Pismo i szukali świętości. Gdy oczekiwali na Boga, został wylany Duch Święty. Ludzie zaczęli mówić językami, drżeć pod mocą Bożą, wołać i upadać na kolana. Nigdy wcześniej tego nie widzieli, nikt ich tego nie nauczał, ale wiedzieli, że to prawdziwe. To była Księga Dziejów Apostolskich na nowo.

    Wieść zaczęła się rozchodzić. Spotkania wybuchały w domach i pod prowizorycznymi zadaszeniami. Jedni byli uzdrawiani, inni napełniani, jeszcze inni uwalniani. Ugruntowane kościoły odrzuciły ich, ale oni i tak spotykali się dalej. To, co wydarzyło się w tamtej szkole, położyło fundament pod to, co później stało się Kościołem Bożym (Church of God). Wydarzyło się to jeszcze przed Azusa Street, ale był to ten sam Duch. Oni nie próbowali niczego zakładać. Po prostu podążali za tym, co widzieli w Słowie, i byli posłuszni temu, co Bóg czynił przed ich oczami. Przyszło przebudzenie i nie mogło zostać zatrzymane.

    Dodaj komentarz

    Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

  • Rozmowa z Bogiem

    Był 14 lutego 1743 roku, a statek James wracał z Indii Zachodnich z przywódcą misyjnym, hrabią Ludwikiem von Zinzendorfem, na pokładzie.

    Gdy okręt zbliżał się do wybrzeża południowej Anglii, północnoatlantycki sztorm bezlitośnie spychał go ku ostrym skałom wystającym z linii brzegowej. Pasażerowie i załoga brytyjskiego statku skulili się pod pokładem, drżąc o swoje życie. Wiatr wył, a statek przechylał się niebezpiecznie, z każdą godziną pchany coraz bliżej angielskiego wybrzeża.

    Kapitan Nicholas Garrison pogodził się z nieuchronnym. Zwracając się do cichego pasażera stojącego obok niego, wypowiedział złowieszcze słowa:
    „Za kilka godzin, Ekscelencjo, spoczniemy na dnie tego oceanu. Statek nie przetrwa zderzenia z tym skalistym brzegiem.”

    Hrabia Zinzendorf uniósł brwi w zdziwieniu na to ponure proroctwo i pewnym głosem, ponad szalejącą burzą, powiedział:
    „Kapitanie, za dwie godziny ta burza ucichnie i znów popłyniemy po spokojnym morzu.”

    Kapitan Garrison pokręcił głową z niedowierzaniem, a obaj mężczyźni, walcząc z chłostającym wiatrem, zeszli pod pokład do pasażerów i załogi.

    Po dwóch godzinach kapitan Jamesa ostrożnie wspiął się po drewnianej drabinie na pokład statku. Ku swojemu zdumieniu zobaczył, że wiatr zmienił kierunek, burzowe chmury się rozproszyły, a wokół statku rozciągało się błękitne niebo i spokojne morze.

    „Hrabio Zinzendorfie” — zapytał kapitan z podziwem — „skąd wiedziałeś, że dokładnie za dwie godziny będziemy mieli takie spokojne morze?”

    „Od prawie czterdziestu lat mam pełną zaufania relację z Jezusem Chrystusem” — odpowiedział hrabia. — „On przemawia do mnie w ciszy mojego serca, gdy się przed Nim modlę. Tym razem zapewnił mnie, że burza skończy się za dwie godziny.”

    Zdumiony niezwykłą wiarą Zinzendorfa, kapitan Garrison wkrótce przyjął Chrystusa jako Pana swojego życia i rozpoczął przyjaźń z hrabią, która trwała całe życie. Przez kolejne lata Garrison służył jako kapitan morawskiego statku misyjnego, który przewoził misjonarzy Zinzendorfa do odległych krajów na całym świecie.

    Dodaj komentarz

    Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

  • Zdolność i moc

    Bóg dał nam zdolność. On jest naszą zdolnością. Ta zdolność objawia się w odkrywaniu skarbów łaski Bożej, które należą do nas.

    Nasze myślenie było tak powierzchowne w niektórych obszarach, że zostaliśmy okradzeni z błogosławieństw Bożych. Na przykład cytowaliśmy Dzieje Apostolskie 1,8: „Lecz otrzymacie moc, gdy Duch Święty zstąpi na was, i będziecie moimi świadkami zarówno w Jerozolimie, jak i w całej Judei, i w Samarii, i aż po krańce ziemi”. Bez dokładnego studiowania tego tekstu zwracaliśmy jedynie uwagę na słowo „moc”, nie zdając sobie sprawy, co ono naprawdę oznacza.

    Kiedy zostałem napełniony Duchem Świętym i mówił językami myślałem, że mam Bożą moc i tyle.

    Ale otrzymanie Ducha Świętego nie polega na posiadaniu błogosławieństw. Chodzi również (jak naucza brat Hagin) o otrzymanie Boskiej Osobowości, która przychodzi do nas i zamieszkuje w naszym duchu!

    Kiedy zacząłem rozumieć te rzeczy zmieniło się wiele w moim usługiwaniu. NIe tylko ja dostrzegłem, że mam zdolność w usługiwaniu jak nigdy wcześniej.

    Możemy sprawdzić słowo „moc” w Dziejach Apostolskich 1:8 w Konkordancji Younga. Okazuje się, że to greckie słowo, przetłumaczone tutaj jako „moc”, oznacza także „zdolność”.

    Moja kongregacja mogła zobaczyć, że mam większą zdolność do głoszenia niż wcześniej. Skupiałem się na „mocy”, a Bóg powiedział, że otrzymamy zdolność. Zdolność do bycia świadkiem. Przeoczyliśmy zdolność, szukając mocy.

    Jan nazwał to namaszczeniem, które nas poucza. Kiedy wiemy, że zdolność Boga jest w nas, wtedy rozumiemy, co miał na myśl apostoi, mówiąc: „Większy jest ten, który jest w was.”

    Kiedy to zrozumiemy, gdy napotkamy na trudne miejsce, możemy po prostu oprzeć się na Nim zamiast walczyć i próbować wymodlić moc lub wywołać ją. Możemy po prostu się oprzeć na Nim i śmiać. Możemy krzyczeć przez cały czas, bo wiemy, że Ten Większy jest w nas. On nas przeprowadzi i sprawi, że odniesiemy sukces. On nas wyprowadzi na prostą.

    Człowiek duchowy zrozumie te kwestie, ale dziecko duchowe nie. Dziecko duchowe jedynie wie, że miało doświadczenie.

    Bóg uczynił nas zdolnymi. Dał nam zdolność. Ta zdolność przychodzi wraz z napełnieniem Duchem Świętym. Tak, zdolność do bycia świadkiem. Ale na tym się nie kończy. Dał nam zdolność, by cieszyć się naszym dziedzictwem.

    Wyzwolenie, odkupienie, to nasze dziedzictwo (Kol 1:13-14). Zostaliśmy uwolnieni spod władzy szatana. Szatan nie ma władzy nad nami, ani nad Kościołem. Nie pozwólmy mu na to. Zostaliśmy uwolnieni spod jego władzy i przeniesieni do królestwa Jego umiłowanego Syna (werset 13).

    Dodaj komentarz

    Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

  1. Bardzo budujące. Zachęca do wytrwałości w modlitwie. Dzięki Bogu, że On się nie zmienia i ma moc czynić takie rzeczy…

  2. Bardzo dobry artykuł. 1 list Jana to obowiązkowy papierek lakmusowy dla każdego wierzącego. A komentarz Pastora świetnie opisuję, życie chrześcijan,…

  3. No, to fajne jest 🙂 . Takie prawdziwe i czasami takie dalekie…

  4. Zatrzymam się przy myśli, że bojaźń Boża daje duchowe rozpoznanie – bo chyba właśnie tego mi często brakuje. Jak odróżnić…