Żyjemy w czasie podróbek. Możesz naprawić auto na oryginalnych częściach, ale możesz użyć tzw. „chińskich” nieoryginalnych, tańszych podzespołów. Nauczeni doświadczeniem sprawdzamy, czy markowe spodnie „z internetu” faktycznie takimi są. Kiedy byłem na wakacjach w Turcji, na targu w Bodrum znajdowała się odzież ze znakami najlepszych światowych marek. Moi rodacy kupowali te produkty na masową skalę. Jak się domyślacie, były kilkakrotnie tańsze niż oryginały, a nadal łudząco przypominały pierwowzór. I w kościele możemy mieć z taką sytuacją do czynienia. „Wielcy” mężowie Boży opowiadają potężne świadectwa, a jak mówimy „sprawdzam”, to owe niezwykła zdarzenia nie mają potwierdzenia w rzeczywistości. Dajemy się nabierać! Dlatego potrzebujemy dobrze znać Boże Słowo i Ducha Świętego. Dlatego musimy być jak Berejczycy, a nie jak Tesaloniczanie. Bóg dał nam ducha trzeźwego umysłu. Już w czasie pierwszych apostołów ten to duch był bardzo potrzebny. Poniżej przedstawię wam historię dawną, gdzie mieliśmy do czynienia z oryginałem, a nie podróbką. Tego chcemy i tego doświadczamy w coraz większej mierze – doświadczamy oryginalnej chwały Bożej. Przed pojawieniem się ruchu zielonoświątkowego w 1906 roku, Duch Święty objawiał się w potężny sposób w wielu różnych miejscach. Na przykład w roku 1845 w mieście Atkinson w USA, Bóg zstąpił na wierzących z taką mocą, że aż sąsiedzi wezwali policję. Zdarzenie opisała lokalna gazeta pt.: “Nowa Anglia”. Gdy starszy zboru, Izrael Dammon, prowadził cykl spotkań w mieście, jedni uczestnicy bezwładnie upadali na podłogę, a inni byli wyjątkowo głośno. Spotkania te zaniepokoiły lokalną społeczność do tego stopnia, że wezwali zastępcę szeryfa. Ten w sądzie złożył następujące zeznanie: „Kiedy przybyłem, aby aresztować Izraela Dammona, zamknięto przede mną drzwi. Widząc, że nie ma innej możliwości, wyważyłem je. Podszedłem do mężczyzny i chwyciłem go za rękę. Kilka kobiet stanęło w jego obronie. Opór był tak duży, że z trzema pomocnikami nie mogłem go wyprowadzić na zewnątrz. Posłałem po posiłki. Po ich przybyciu podjęliśmy drugą próbę, ale również bez skutku. Wezwałem więcej policjantów. Wówczas udało się wyprowadzić go z budynku. Opór stawiali zarówno mężczyźni jak i kobiety. Trudno opisać to miejsce. Panował tam wielki krzyk”. Osoba, która osobiście brała udział w tym spotkaniu, zupełnie inaczej sprawozdała to, co się tam działo: „Policjant krzyknął: ‘W imieniu stanu Maine aresztujcie tego człowieka!’ Dwóch mężczyzn chwyciło go za ramiona, a dwóch za stopy. Próbowali wyciągnąć go z pomieszczenia, ale udało im się go przenieść jedynie kilka centymetrów, po czym wybiegli na zewnątrz. W budynku spoczywała wyraźnie Boża chwała. Twarze zebranych były nią rozświetlone. Nie stawiano żadnego oporu. Kolejne próby wyprowadzenia brata D. były nieskuteczne, gdyż policjanci nie byli w stanie znieść Bożej obecności, która była tam obecna. Wybiegali z budynku jak poparzeni i dopiero na zewnątrz znajdowali ulgę. W pewnym momencie ich liczba wzrosła do dwunastu. Boża obecność spoczywała na bracie D. z taką mocą, że przez czterdzieści minut leżał bezwładnie na podłodze. Łączna siła tych wszystkich mężczyzn nie była w stanie go poruszyć. W pewnym momencie wszyscy poczuliśmy, że brat D. może już wstać, gdyż Bóg chce objawić swoją chwałę tam, dokąd miał być zabrany. Wówczas policjanci podnieśli go jak dziecko i z łatwością wynieśli na zewnątrz”. Podobnych zdarzeń w tamtym czasie było wiele. Duch Święty zstępował z wielką mocą. Ludzie zaczynali mówić innymi językami. Inni upadali na ziemię, prorokowali, modlili się o chorych, a tamci byli uzdrawiani.

Dodaj komentarz