Abstract gold glitter background with a bokeh effect, ideal for festive designs.

Nie wszystko złoto…

„Nie przebywaj na zgromadzeniu, na którym widziano człowieka, a Boga nie było” Arcybiskup Benson Idahosa (1938-1998). Raczej ostro powiedziane, ale czy nie ma w tym dużo prawdy? W ostatnich latach, jak mawia mój przyjaciel Doug Elliot, zamiast kościołów pojawiły się kluby. Tam zawsze jest miła atmosfera, a kazania są raczej jedynie motywująco-zachęcające. Na takich spotkaniach grana jest muzyka rytmiczna i skoczna, co w naturalny sposób doprowadza uczestników do zachwytu, a nawet euforii. Każdy klub ma swój tzw. target. Zgodzicie się, że starsze osoby raczej nie będą uczestniczyły w miejscu, gdzie muzyka jest wręcz ogłuszająca. W takich klubo-kościołach w trakcie śpiewania uwielbieniowych pieśni, wskazane jest puszczanie dymów, jak podczas trwania światowych koncertów. Wszystko po to, by przyciągnąć grupę docelową (młodzież) i ją „przytrzymać” we wspólnocie. Powstaje jednak pytanie: Czy coś takiego możemy nazwać chrześcijańską społecznością? Kiedyś byłem na dwu spotkaniach popularnego telewizyjnego kaznodziei i pastora w Nowym Yorku (Madison Square Garden). Sala była wypełniona po brzegi (19812 miejsc siedzących). Następnego dnia (miałem wykupione bilety na trzy kolejne spotkania z tym mówcą) pojechałem na Long Island. I tam znowu obiekt był przepełniony. W obu przypadkach (na trzecie spotkanie już nie dojechałem), scenariusz wydarzenia był identyczny, co do najdrobniejszego szczegółu. Mówca i jego żona nawet w tych samych momentach płakali, opowiadając różne historie i świadectwa. Oczywiście, wszystko nagrywały kamery. W sumie to się zastanawiałem po co marnować taśmę, skoro „przedstawienia” były identyczne. Do dzisiaj myślę sobie, czy tam w ogóle było miejsce dla Ducha Świętego. Pewnie czegoś nie rozumiem – przecież ten kaznodzieja prowadzi kościół, gdzie zgromadza się każdej niedzieli 40 tysięcy ludzi. Można natrafić na jego programy praktycznie w każdej chrześcijańskiej telewizji, włączając w to polski odpowiednik takowej. Jestem daleki, by osądzać kogokolwiek, ale poważnie się zastanawiam, co się dzieje i gdzie zmierzamy. Świadomie nie wymieniam z nazwiska wspomnianego mówcy, ponieważ nadal się zastanawiam i jedynie Pan Bóg wie, co motywuje tego pastora. Dodam, że bilety na wspomniane spotkania były bardzo drogie, a i tak zbierano pieniądze w trakcie każdego ze spotkań. Osobiście wolę balans i równowagę (tak nauczał mnie mój ojciec duchowy). Wypatruję, jako pastor, czy na naszych coniedzielnych spotkaniach doświadczamy żywego Boga. W Arce mamy wspaniałych muzyków i cudownie śpiewające siostry, ale zadajemy sobie wciąż to samo pytanie: Czy Pan Jezus może, bez przeszkód z naszej strony, dotykać serc? Czy ludzie wychodząc z naszych nabożeństw mogą powiedzieć: „Prawdziwie Bóg jest pośród was”? (1Kor.14,25). Rozważamy też, czy wszystkim było miło, czy może jednak „po spotkaniu” uczestnicy stali się lepszymi wierzącymi – jeśli trzeba – porzucili grzech i naprawili popsute relacje z Bogiem i ludźmi? (Rz.12,18).


Komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *