Nigdy nie lubiłem słowa motywacja. Szczególnie kiedy używali go chrześcijańscy przywódcy. Pachnie mi tu manipulacją i „wykręcaniem ręki”. Przy motywowaniu trzeba przekonać (nakłonić) delikwenta, by myślał podobnie. Trzeba zastosować wiele zabiegów, które sprawią, że ktoś zmieni wreszcie zdanie i mu się zachce. Z angażowaniem jest nieco inaczej. To pojęcie pochodzi od starofrancuskiego sformułowania: „złożyć obietnicę”. Jeśli ktoś składał kiedyś obietnicę to dotyczyła ona spraw matrymonialnych (angielskie „engage” – zaręczyny). Podobanie lider, angażując innych składa pewnego rodzaju zobowiązanie. Dotyczy ono z reguły przyszłości. Lider tworzy pewną wizję czegoś, co ma się wydarzyć. Maluje obraz przyszłości. W tak stworzonych warunkach nie ma wywierania presji i przymusi – nie zostają przekroczone granice ludzkiej wolności. Do działania przekonuje raczej życie lidera niż słowne gierki – wszystkie z nimi związane zabiegi. Podoba mi się przykład Pana Jezusa. Powiedział do dwu młodych rybaków: „Pójdźcie za Mną a uczynię was rybakami ludzi” (Mt.4,19). Chrystus nie bardzo ich motywował, ale na pewno zaangażował. „Oni natychmiast zostawili sieci i poszli za Nim” (Mt.4,20). Jezus złożył pewną mocną obietnicę swoim przyszły uczniom, a Jego postępowanie i postawa ich przekonały. Zapraszam do klubu zaangażowanych w Bożą pracę – niekoniecznie zmotywowanych.

Dodaj komentarz