Tylko przebudzony (obudzony) kościół przyniesie zmiany do narodu, w którym jest umiejscowiony. Na pewno marazm, lenistwo, egoizm, bierne czekanie czy też 24-godzinne noce chwały, machanie flagami czy dymy na nabożeństwach nic nie zmienią. Nie możemy przecież wykręcić ręki Bogu. „Biada tym, którzy mówią: niech przynagli, niech przyspieszy swoje dzieło, abyśmy widzieli, niech wnet się spełni zamysł Świętego Izraelskiego, abyśmy go poznali” (Iz.5,19). Nasze plany i pragnienia są dobre, ale metody często nietrafione. Było już tyle konferencji przebudzeniowych, tylu „mężów Bożych” prorokowało i niestety nic. W ciągu ostatnich 40 lat (1984-2024) powstało wprawdzie więcej kościołów i wspólnot, ale ubyło 25% ich członków. Musimy wreszcie jasno sobie powiedzieć, że coś poszło mocno nie tak. „Pobudka, wstać, koniom wody dać. Ja tu trąbię pół godziny, a wy śpicie tra la la la” (Tomek Czereśniak z Czterech Pancernych i psa). Dam wszystkim zadanie domowe. Proszę przeczytajcie wnikliwie fragment z listu do Efezjan, rozdział 5, wersety od 1 do 21. Bóg pragnie, abyśmy poznali i wypełnili Jego wolę – nie swoją. Mamy skupić się na tym, co jest miłe Jemu. Na razie chyba raczej wszystko kręciło się wokół nas, skoro statystyki są tak nieubłagane? Przesłanie Pawła jest proste: „Obudź się, który śpisz, i powstań z martwych, a zajaśnieje ci Chrystus” (Ef.5,14). Nie możemy oczekiwać innych efektów robiąc nadal to, co robiliśmy przez lata. Proponuję zapytać Najwyższego, co trzeba skorygować. Pozwólmy, by nasz Ojciec – winogrodnik – pozbawił każdego z nas wszystkich pędów (dzikie kłącza), które nie tylko nie wydają owoców, ale i zasłaniają światło tym zdolnym owocować (J.15,1-2). Bolesny proces? Absolutnie tak. Ale bez niego zapomnijmy o przebudzeniu. Możemy zrobić też coś z własnej strony. Jeśli pokładamy nadzieję w Panu i oczekujemy Jego przyjścia, zacznijmy sami się oczyszczać, tak jak On jest czysty (1J.3,3).
Dodaj komentarz