„Korzenie edukacji są gorzkie, ale owoc słodki”. Taką maksymą podzielił się Arystoteles. Bardzo mocno się z nim zgadzam. Niedawno usłyszałem, że studiując trzeba mieć dużo szczęścia. Argumentacja takiego uogólnienia jest mi znana od lat. Studiowałem i wiem, że większość moich kolegów liczyła na cud podczas egzaminów. Wręcz modlili się, by otrzymać te „właściwe” pytania na sprawdzianie, kolokwium czy egzaminie. Może się ktoś obrazi, ale dla mnie takie podejście było nieprofesjonalne. Uczyłem się w czasie „głębokiej komuny”. Nie wiem jak jest teraz, ale wtedy wszyscy „ściągali” na sprawdzianach i byli z tego dumni, że nikt ich nie przyłapał. Ja natomiast kiedy szedłem coś zdać (na przykład maturalne przedmioty), szedłem bez wielkiej obawy. Spytacie dlaczego? Kiedy wielu się bawiło w najlepsze, my z kolegą do wczesnych godzin rannych rozwiązywaliśmy wszystkie maturalne zadania z matematyki (ze zbioru zadań), włącznie z najtrudniejszymi (z gwiazdką). Było w tym dużo śmiechu i rywalizacji, ale efekt mógł być tylko jeden. Później na studiach zbierałem korzyści z ciężko zainwestowanego czasu. Jako jedyny student na mojej uczelni zostałem zwolniony z egzaminu z matematyki. Zdarzyło mi się przecież poprawić mojego wykładowcę w trakcie kiedy pisał jeden czy drugi dowód na tablicy. Mój nauczyciel, autor podręcznika do matematyki, jako bonus dał mi pracę – przekazał mi swoich studentów, którym sam udzielał korepetycji. Do dzisiaj nie wiem skąd wiedział, że w tym czasie desperacko potrzebowałem pieniędzy. Przypomnę raz jeszcze, że jako chrześcijanie możemy i powinniśmy, z pomocą Pana Jezusa, ciężko pracować i stać się profesjonalistami. Daniel i jego trzech przyjaciół było dziesięć razy mądrzejszych od wszystkich magów babilońskich. Ci ludzie wierzyli Bogu i nie spoczywali na laurach. Edukowali się przez całe swoje życie. Nie zostawili wszystkiego „ślepemu losowi”. Miejmy marzenia i zrealizujmy je z Bogiem i pełnym zaangażowaniem, ucząc się od tych, którzy byli tam dokąd my zmierzamy.

Dodaj komentarz