Za panowania królów i monarchów zawsze obowiązywała określona etykieta. Dotyczyła rodzaju ubioru, sposobu zachowania, a nawet doboru słów w kontakcie z rodziną królewską. Jako poddani naszego króla jesteśmy zaproszeni do stawania w Jego obecności. Sowo Boże uczy, że mamy zbliżać się do tronu łaski z ufną odwagą (śmiałością), aby otrzymać miłosierdzie i dostąpić łaski, zapewniającej pomoc w stosownej porze (Hebr.4,16). Nie musimy przychodzić do naszego króla przestraszeni, choć jesteśmy niedoskonali. Nie ma bowiem potępienia dla tych, którzy są w Chrystusie (Rz.8,1). Bóg ma dla nas miłosierdzie i łaskę. Jest królem, który wie lepiej, co jest dla nas dobre i posiada umiejętności oraz zasoby, by to zrealizować. Z naszej strony potrzebna jest jedynie odważna ufność. Kiedy dziecko przebywa z ojcem w domu (relacja), i nagle zapragnie coś zjeść, nie musi pytać taty, czy może otworzyć lodówkę. Wszystko, co moje jest twoje powiedział ojciec do starszego syna z przypowieści o marnotrawnym synu. To brak relacji z Bogiem, a tym samym nie znajomość Jego natury, jest przyczyną wielu problemów w życiu nowo narodzonych chrześcijan. Pismo mówi: „bez wiary nie można podobać się Bogu; kto przystępuje do Boga musi wierzyć, że On istnieje (jest) i nagradza tych, którzy go szukają” (Hebr.11,6). W naszym kraju prawie każdy Polak powie, że jest wierzący. Większość rodaków wierzy w niewidzialnego. Ale to jest tylko część prawdy dotyczącej wiary w Boga. Demony też wierzą i drżą (Jk.2,19). Prawdziwa wiara posiada nie tylko pewność o istnieniu Boga (strona bierna), ale i szuka Go (strona aktywna). Zaufanie Bogu nie polega na tym, że jestem przekonany o Jego istnienia, ale muszę sobie poradzić ze wszystkim sam. Muszę być dobry, aby pójść do nieba; muszę dać radę ze wszystkimi wyzwaniami życia codziennego; itd. We właściwie rozumianej wierze chodzi o to, że skoro Bóg jest musimy śmiało zrobić krok w Jego kierunku. Zechciejmy Jego i tego, co ma dla nas. Jakiś czas temu poszedłem na grzyby. Moja encyklopedyczna wiedza na ich temat, choć ważna (wiem jak wyglądają), nie wystarczyła, by te znalazły się w koszyku. Musiałem wyruszyć do lasu na poszukiwania. Wszystko przestało być ważne, moja cała uwaga była skoncentrowana w 100 % na jednym jedynym celu. Po pół godzinie moi, doświadczeni przyjaciele, mieli kurki w kobiałkach, a u mnie nic. Nie zniechęcałem się jednak i wytężyłem wzrok jeszcze bardziej. Grzyby czekały na mnie cały czas musiałem tylko je dostrzec. W końcu jeden po drugim zaczęły wpadać do mojego koszyka. Miałem swoją nagrodę. Podobnie wygląda sprawa z wiarą w Boga. On jest i czeka z nagrodą kiedy zaczniemy Go szukać. On chce dać się znaleźć (Iz.55,6). Dzięki takiej właśnie wierze został zabrany Henoch i nie oglądał śmierci, bo zabrał go Bóg (Hebr.11,5). Henoch chodził (przyjaźnił się) z Bogiem przez 300 lat (109500 dni). Wyobraźmy sobie, nasz bohater choć miał rodzinę i rodziły mu się dzieci, każdego dnia znajdował czas, by kierować kroki w stronę niewidzialnego, szukać Go na nowo i mieć z Nim relację. Nagrodą była obecność Świętego. A ostatecznie Bóg zabrał Henocha do nieba. Nasz Pan zaplanował dla nas, którzy Mu ufamy, niebo na ziemi, choć wśród prześladowań.
Dodaj komentarz